Móżdżek wcale nie „ptasi”

  • Kruk ze ścigającą go czajką - zdjęcie naturalnej wielkości

    Kruk ze ścigającą go czajką - zdjęcie naturalnej wielkości

  • Kruk i czajka - powiększenie

    Kruk i czajka - powiększenie

  • Pościg - foto z zagubioną ostrością

    Pościg - foto z zagubioną ostrością

  • Kruk ze zdobyczą

    Kruk ze zdobyczą

  • Uciekający kruk za chwilę schroni się w drzewach

    Uciekający kruk za chwilę schroni się w drzewach

Przeczytałem kiedyś książkę „Umysł Kruka”, w której Bernd Heinrich opisuje swoje doświadczenia z dzikimi i oswojonymi krukami. Zdaniem autora są to jedne z najinteligentniejszych ptaków. Mają one fenomenalną pamięć, zdolność abstrakcyjnego myślenia i być może samoświadomość. Przeczytałem, w niektóre teorie uwierzyłem, w inne jakby mniej…

Dziś miałem okazję po raz drugi na Urzeczu spotkać się z krukiem, a właściwie z dwoma krukami oko w oko. Rzadkość, bo chociaż populację kruka zwyczajnego (Corvus corax) w Polsce szacuje się na przeszło 30 tys. par, to na Urzeczu i w samej Warszawie spotkać go wcale nie tak łatwo. W okolicach stolicy na początku XXI wieku gniazdowało zaledwie kilka par.

Stoję sobie w cieniu zajęty zmianą ustawień aparatu, gdy dociera do mnie „krr”, „krr”, „krr”. Podnoszę głowę i widzę dwa kruki krążące nad odległą o 50-60 metrów kępą drzew. Podnoszę aparat, jednak nagle kruki rozdzielają się: jeden wlatuje nad pole i łąkę, gdzie w piruetach uwijają się mające tam gniazda czajki. Jest koniec kwietnia, mogą już być pierwsze pisklaki. Drugi kruk siada na gałęzi, podczas gdy ten pierwszy krąży wśród czajek, które zaczynają za nim gonić. Drugi podrywa się z drzewa i frunie w pole zniżając lot. Znika za uschniętymi badylami, jakieś 300 metrów od miejsca, w którym stoję. Nagle jest! Szybko wznosi się trzymając w dziobie jakiś brązowawy, obły przedmiot. Za nim startuje wrzeszcząca czajka. Zaczynam robić zdjęcia. Kątem oka widzę powracającego drugiego kruka, który atakuje ścigającą pierwszego kruka czajkę. Przelatują jakieś 200 metrów ode mnie. Kruk z „tym czymś” w dziobie siada na chwilę na odległym drzewie, drugi tymczasem wdaje się w „walkę kołową” z czajką. Kruk ze zdobyczą odlatuje za szpaler drzew. Drugi po chwili podąża za nim. Czajka ginie mi z oczu.

Czy właśnie byłem świadkiem uprowadzenia pisklaka czajki? Dobrze zaplanowanego uprowadzenia: podczas, gdy jeden z kruków odciągał czajki, potrafiące przecież bronić swych gniazd jak latające lwy, drugi wykonał szybki nalot i porwał, upatrzoną wcześniej zdobycz.

Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy było to pisklę czajki. „Coś” w dziobie kruka jest zbyt niewyraźnie widoczne na zdjęciach zrobionych z kilkuset metrów, a pisklę czajki powinno być ciemniejsze. Jeśli jednak, to smutne, bo to tragedia małych stworzeń. Smutne i okrutne, ale taka po prostu jest natura – okrutna.

A może było to jednak coś innego: jakaś roślina, czy żyjątko będące pokarmem czajek, padlina lub po prostu „coś” z ich terytorium.

Jak by nie było, zaplanowany i dokładnie wykonany plan kruków, potwierdza obserwacje Heinricha i przeczy obiegowemu powiedzeniu: ptasi móżdżek.